wtorek, 12 października 2010

Dlaczego taniec brzucha,czyli jak to się zaczęło

To był 13 luty 2009, mój szczęśliwy piątek. Chociaż wtedy nie czułam się akurat szczęśliwa a wprost przeciwnie. Siedziałam w domu na zwolnieniu lekarskim i zastanawiałam się nad swoim życiem. 29-letnia kobieta, singielka, której życie toczyło się w zamkniętym kręgu: praca, dom, imprezy. Czułam, ze nie mogę tak dłużej, potrzebowałam celu, poczucia samorealizacji. Praca zawodowa mi tego nie dawała. Byłam w dołku, zaczęłam szukać wsparcia. Zaczęłam prowadzić internetową rozmowę z moim przyjacielem, a obecnie moją drugą połówką, przedstawiłam mu marudnie stan w jakim się znajduję. Na co mój M zaproponował mi znalezienie pasji, czegoś co sprawia mi przyjemność, albo w czym jestem lepsza od innych, w czym rozwinęłam się przez ostatni rok, itp. Podał mi nawet konkretne techniki na takie poszukiwanie. Nie pamiętam dziś dokładnie jakie, wiem, że miałam wziąc do reki kartke i coś do pisania i zacząć to jakoś wszystko wypisywać, zaszeregowywać, analizować. Zapowiadało się na wiekszą robotę. Już nawet siadałam do ławy z kartka i długopisem w ręku, ale nie zdążyłam usiąść, bo w jednej chwili wszystko ułożyło mi się w logiczną całość: kocham taniec, ale za stara jestem na taniec towarzyski, który wcześniej ćwiczyłam, ale podobno taniec brzucha nie ma żadnych ograniczeń wiekowych...bardzo lubię pomagać ludziom, ale nie jestem dyplomowanym psychologiem aby to robić, ale przecież mogę pomagać kobietom ucząc je tańca...przecież taniec to terapia ciała i ducha...I w ten sposób miałam już swój cel życiowy: tańczyć, uczyć, pomagać, tańczyć, tańczyć, tańczyć. Poczułam wtedy ogromna ulgę, poczułam się wolna od wyścigu szczurów, praca zawodowa zaczęła dla mnie znaczyć tyle co źródło dochodu a nie sposób na życie.  A następnego dnia zapisałam się na zajęcia z break danca :) Dlaczego nie na belly dance? :) Bo akurat w moim miasteczku tańca brzucha nie było i nie ma, a lepszy jakiś taniec niż żaden ;) Natomiast kiedy zaczęłam poznawać najstarszy taniec świata to tym bardziej rosła (i rosnie cały czas) moja nim fascynacja. I tak to trwa. Przez 1,5 roku zaliczyłam kilka warsztatów w Polsce, ostatnio zaczęłam uczyć sie w łódzkiej szkole Salome, przerobiłam kilka instruktazowych filmów DVD i masę filmików na youtubie. A teraz myslę, że czas wyjechać do wiekszego miasta aby przyspieszyc swój rozwój i realizację marzeń. Zmieniłam też zdanie na temat piątków 13-tego ;)

niedziela, 10 października 2010

W końcu, po ponad 1,5 roku usilnych i mozolnych prób rozwijania swojej pasji na własną rękę (+ kilka warsztatów) udało mi się zapisać na regularne zajęcia z tańca brzucha w Łodzi. Dojeżdżam co sobota ok 70km busem. W obie strony:) i jestem z siebie w związku z tym dumna. Ale ja tak nie do końca o tym chciałam...chciałam napisać o dziwnej mentalności Polek (i mnie niestety też to dotyczy chociaż w niewielkim stopniu), jaką jest niestosowność czucia się atrakcyjną. Polega to na tym, że czujemy się zażenowane kiedy Pani instruktorka prosi nas o uśmiech i zmysłowość. Naprawdę uderzyło mnie to jak trudno jest uśmiechnąć się do swojego odbicia w lustrze i okazać pewność siebie. Ja mam wrażenie, że to wręcz nie wypada, i to jeszcze tak przy innych ludziach..., że przecież trzeba się zarumienić i niczym spłoszone dziewczątko nieśmiało spuścić wzrok. I wszystkie na tych zajęciach takie jesteśmy. Spłoszone, nieśmiałe dziewczątka (chociaż z zajęć na zajęcia coraz mniej). A dlaczego nie śmiałe, atrakcyjne kobiety? Gdyż w naszej obyczajowości to "nie uchodzi"...cóż chyba zatem pora najwyższa ta obyczajowość zmienić;) , bo przecież nie ma niczego niestosownego w kobiecie, która ma świadomość własnej wartości i atrakcyjności, taka kobieta jest podwójnie piękna :) tak więc plecy prosto, biust do przodu and shake :)